|
|
Leszek Żuliński, Totamea. Ilustrowana przez Teresę Babińską. W opracowaniu Karoliny Babińskiej. Szczecin 2013
Beata Golacik na portalu PISARZE.PL
Komentarz do lektury… „Totamea” Leszka Żulińskiego
Przyszło
mi opowiedzieć o wyjątkowej książce, na której odbiór składają się trzy
równoważne elementy: forma, obraz i tekst. Określić tę publikację
przymiotnikiem „piękna”, to niewystarczające. Piękno jest pojęciem
szerokim i w odniesieniu do tej książki wydaje się szczególnie
nieprecyzyjnym. Spotykamy się bowiem nie tylko i nie tyle z pozycją
wydawniczą o wysokich walorach estetycznych (to możemy obserwować w
wielu dziełach), ile ze zjawiskiem przenikania się różnych dziedzin
sztuki, dynamicznym synkretyzmem, dzięki któremu, każdy z elementów
publikacji zyskuje na wartości, jakby wzajemnie „podbijając” swoje
notowania.
Ekskluzywna forma – elegancja składu, jedwabista gładkość papieru,
eksponują walory grafiki, ta zaś przydaje głębi zamieszczonym tekstom.
To się nie zdarza często. Tomik wierszy Leszka Żulińskiego – „Totamea”,
wydany przez Zaułek Wydawniczy Pomyłka, nazwałabym „książką trzech
zmysłów”. Sensualność bowiem zdaje się być ważną płaszczyzną
„porozumienia” między książką a czytelnikiem, z którym nawiązuje ona
kontakt właśnie poprzez zmysły: dotyku, wzroku i słuchu (słowa).
Dlatego
nie sposób nie odnieść się na początku do wizualnej strony tomiku, w
którym ilustracje stanowią autonomiczną całość, jaką można „smakować”
niezależnie od treści. Grafiki Teresy Babińskiej nie sprowadzają się tu
do roli dopełnienia, czy obrazowania wierszy. One im towarzyszą jako
odrębne dzieło sztuki. Czytając tę książkę, miałam wrażenie uczestnictwa
w wernisażu, podczas którego dane mi było obserwować zjawisko
„dwukierunkowej” ekfrazy, gdzie wiersze i obrazy interpretują się
wzajemnie i doprawdy trudno rozstrzygnąć, czy grafiki uszczegóławiają
świat przedstawiony poety, czy na odwrót – rzeczywistość obrazu
przetworzona jest na język poetycki. Ilustracje do „Totamei” przywodzą
mi na myśl malarstwo Marca Chagalla. Nie ma tu, rzecz jasna, odwołań do
fenomenalnej kolorystyki mistrza, mamy przecież przed oczami
czarno-białe grafiki z elementami w odcieniach szarości, brudnej zieleni
czy sepii. Chodzi mi raczej o kształty postaci – obłość ich gestów,
jakby opisanych na okręgach, elipsach, a także jakiś rodzaj uniesienia,
lotu, ruchu – co zresztą dobrze koresponduje z wymową wierszy. Żałuję,
że tylko w ten sposób – amatorski i zdawkowy – mogę nawiązać do
kompozycji Teresy Babińskiej.
Całość dostępna pod adresem: http://pisarze.pl/recenzje/4700-beata-golacik-komentarz-do-lektury-totamea-leszka-zulinskiego.html
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Anna Maria Musz
„A imię twoje...”, czyli „Totamea” Leszka Żulińskiego
z
zamkniętymi oczami rysuję cię w sobie,
na razie
jest to szkic rozsypujący się na drobne.
Tak zaczyna
się niezwykła historia malarza i modelki – niezwykła, bo opowiadana właściwie
bez fabuły, za to usytuowana w niezwykle bogatej scenerii odczuć, wrażeń, wahań
i ambicji. Najnowszy tomik „Leszka Żulińskiego przesycony jest odwołaniami do
malarstwa, jednak od pierwszych słów tej książki wyczuwamy, że nie o malarstwo
tu chodzi. Sztuka służy za pretekst i symbol, w niej – jak w bursztynie – można
zatrzymać ulotne wrażenia i zmienność emocji. Kiedy Leszek Żuliński pisze o
poezji, widać, że literatura i życie przenikają się w jego wyobraźni do tego
stopnia, że mogą się wzajemnie określać. W przypadku malarstwa (czy też rzeźby)
jest nieco inaczej: zamiast szukać słowa – szuka się koloru, ale on jest
bardziej ulotny, niż słowo. Obraz potrafi zresztą nagle zamienić się w wiersz,
jak w „Nieśmiertelnych”, w których płótno i rama kojarzą się podmiotowi
lirycznemu z trumną i całunem Romea i Julii, by nagle objawić się w
najczystszej postaci wiersza. Różne formy artystycznego wyrazu przenikają się:
sztuka jest jedna, tylko w wieloraki sposób wyrażana.
Nie ma
zatem wielu sztuk, podobnie, jak nie ma wielu oddzielnych form zła ani
zachwytu. Starogrecki Hades okazuje się tożsamy z Mefistem, który wiele wieków
później przyjdzie po Fausta („Spacer do sklepiku”). Zachwyty przodków nad
pięknem wracają do wnuków, bo całą historią cywilizacji rządzą memy – cząstki
zbiorowej pamięci, przekazywanej w niewyjaśniony sposób. „Totamea” zawiera
zresztą wiersz poświęcony wyłącznie tym właśnie cząsteczkom. Memy są tu
ponadczasową nicią wspomnień, natchnień i fascynacji:
(…) to wszystko gdzieś się spotyka – na
przykład Nike wiążąca
sandał,
tancerki Degas, twoje palce na tym ramiączku...
(„Memy”)
Rzeczywistość
tkwi w przeszłości. Ludzie dźwigają bagaż nie tylko własnych, a też cudzych
emocji, przeżyć czy też Mitów (Mit – jako uniwersalna historia, w której można
się odnaleźć - nadal pozostaje bardzo ważną kategorią w poezji Leszka
Żulińskiego). Wiersze autora „Totamei” znakomicie wprowadzają czytelnika w ten
skomplikowany świat, który na potrzeby
recenzji tak trudno odtworzyć i opisać w uporządkowany, hierarchiczny sposób.
Można odnieść wrażenie, że wszystkie światy i czasy istnieją jednocześnie –
obok teraźniejszości podąża za nami cała przeszłość, a także - wyprzedzająca
nas - śmierć. myślę, że po tamtej stronie jesteśmy od początku – czytamy
w „Tu i tam”, a w wierszu „Jutro urodzony” znajdujemy nieco inną grę z czasem
teraźniejszym:
przeskoczyłem
czas, żeby znaleźć się w innym miejscu.
w ten
sposób zostają za nami dni puste; chcemy wyprzedzić
oczekiwanie,
dogonić obietnicę, być i mieć szybciej
niż to możliwe.
(„Jutro
urodzony”)
Są w
„Totamei” chwile (bo „chwile” będą tu chyba bardziej adekwatnym określeniem niż
„fragmenty”), w których podmiot liryczny szczególnie namacalnie uświadamia
sobie to przenikanie światów. W „Medytacji” łączy skojarzeniami szereg
interpretacji motywu róży. W cytowanych już „Memach” - dostrzega u swojej
modelki ten sam zachwycający gest, który zna z obrazów Degasa i posągu
starożytnej bogini. W „Czuwaniu na marach” porównuje się do Anhellego i
Zygmunta Augusta, których tragedie rozumie, myśląc o końcu osobiście
przeżywanej miłości. W „Fatum (II)” przebiega przez wiele stuleci i miejsc: od
ikon Rublowa, poprzez kresowe pejzaże aż do obrazków z życia kaliskich Żydów i
gołębi na krakowskim rynku. To bodajże jeden z najbardziej emocjonalnych i
dramatycznych tekstów w całej książce. Pada w nim ważne stwierdzenie – prośba:
teraz
nazwij ten styl, jak chcesz, tylko nie eklektyzmem!
(„Fatum
(II)”)
To właśnie najważniejsze pytania i
cele, które stawia sobie bohater, wykreowany przez Leszka Żulińskiego:
znalezienie własnego, nienaśladowczego stylu; przetworzenie znanych motywów, od
których nie możemy się uwolnić i zbudowanie na nich nowej jakości...
Cała recenzja ukaże się w kolejnym numerze Migotań
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Leszek Żuliński, Totamea
Najnowszy zbiór wierszy Leszka Żulińskiego to w warstwie fabularnej
przede wszystkim zapis twórczych wysiłków malarza przy próbach sportretowania
modelki, bogaty w szczegóły związane z wielością pomysłów na kształt dzieła czy
technik jego realizacji. Liryczny zapis tego, co dzieje się za drzwiami
atelier, sięga jednak znacznie głębiej, to z jednej strony analiza niezwykłej i
głębokiej relacji między malarzem a obiektem jego artystycznych poczynań, z
drugiej - studium granic możliwości właściwego uchwycenia obiektu i przełożenia
go na płótno; to wielka alegoria trudu rozkodowania własnych pasji, piękna i
miłości i ponownego zakodowania ich w uniwersalny język sztuki. Już sam
początek pracy nad obrazem zawiera zalążek tej niemożliwości (z zamkniętymi oczami rysuję cię w sobie,/ na
razie jest to szkic rozsypujący się na drobne (...)// chyba na razie nie umiem
namalować tego, co chcę [Szkic niepewny niczego]), ale i - ludzką i
zrozumiałą - nadzieję na powodzenie (pobiegnę
za tobą, może dogonię czas, zatrzymam./ położymy się na satynowej łące,
zamkniemy ten obraz [Czerwone szpilki]). Wahania (o imponującej
amplitudzie) między zwątpieniem i wiarą, schyłkowością i euforią, uderzaniem
głową w mur i poczuciem, że "można wszystko" są nieodłącznym
elementem tworzenia (z jednej wszak strony paraliż
decyzji,/ ręka niepewna, chaos myśli. najgorzej z doborem farbki./ maczam
pędzel w niebieskiej, ale zaraz przyłapuję się,/ że nie pamiętam koloru twoich
oczu. czarna? [Modelka], a z drugiej: ty
mi się lśnij, ty mi się rozspiżaj, rozmiedziaj,/ rozzłacaj – słońce czule
wyzgrzytam jak sztycharz Heliosa/ o wschodzie, kiedy wstaje kolejny dzień z
tobą. [Sztych zmysłowy])...

|