link
link
- Karol Samsel,Ostrołęka, 23 kwietnia 2012:
Tańcząca
Zakład Pracy Chronionej Barbary
Janas-Dudek jest przewrotną alegorią. Aby określić jej charakter, podążmy przez
moment tropem szkicu Waltera Benjamina, pt. Park
Centralny. Autor Pasaży nie
pojawia się tu zresztą przypadkiem – wędrówka czytelnika po tomiku Janas-Dudek
ma w sobie coś z wędrówki ponowoczesnego alegorysty, w którego maskę przybierał
się Benjamin. W Parku Centralnym
pisarz, analizując metaforykę Kwiatów zła,
zaświadczał, że „alegoria barokowa zauważała zwłoki tylko z zewnątrz, Baudelaire
zaś widział je również od wewnątrz”. To prawda. I świadkiem podobnego
„strupieszenia” świata jest w swoim zbiorze Janas-Dudek. Widzi także od
wewnątrz i daje temu wyraz, tworząc tomik synkretyczny, łącząc poezję
alegoryczną z monodramem.
Zakład jest książką o kobietach, mówiąc
precyzyjniej: o alegoriach kobiet. Więcej: o wykorzystywaniu kobiet przez
alegorie. Uściślenia w wypadku niniejszego zbioru są konieczne. Niejednym
bowiem imieniem obdarzyła Janas-Dudek kobiecy głos mówiący swoich wierszy. Zakład Pracy Chronionej wypełniony jest
nie tylko „kobietyzmami”, lecz także „kobiecostkami”, zarówno „kobiecością”,
jak i „kobiectwem”. Intymność, kinderyzm, emocje, patos i infantylna groteska.
Niezwykle niejednoznaczny portret tego, co żeńskie przedkłada czytelnikowi
poetka: wczytując się w incipita o matce, zwłaszcza w scenę monodramu pt. Stanowisko montażowe, powróciły do mnie kadry
z dramatu Witkacego pt. Matka, a
także z jego scenicznych adaptacji – m. in. tej z Markiem Walczewskim. Poznając
ustępy wypełnione „śpiewem” uwodzicielki, w szczególności scenę zatytułowaną Stanowisko półproduktu, wracałem myślą
do bohaterek kobiecych dramatów Henryka Ibsena, zwłaszcza do kapryśnej i
nieszczęśliwej Heddy Gabler, mając przed oczami niezapomnianą Aleksandrę
Śląską.
Takie
emocje wywoływał Zakład Pracy Chronionej
– mozaikowy zbiór wierszy Barbary Janas-Dudek. Kobiecy, alegoryczny, niezwykle
antagonizujący psychologię kobiecego podmiotu. Kobieta w wierszach Janas-Dudek,
czyli – jak ująłby Jacques Derrida, który tych samych słów użył, określając
tzw. literackość: „siła wykorzeniona wewnątrz tego, co zakorzenione”. Ecce homo – nie bójmy się tego
powiedzieć ustami Piłata. Poza Bogiem i poza mężczyznami, a zarazem w środku
ich wspólnego, ogłuszającego świata:
tylko bóg śmiał się w nas przez łzy
przymierzając jej sukienkę uśmiech i paznokcie
(B. Janas-Dudek, moja
matka postanawia odejść)
Jest
jeszcze jedno skojarzenie, które warto podczas lektury Zakładu ukonkretnić. Wśród wielu gdańskich akwafort Ryszarda
Stryjca znajduje się także stworzony w 1986 roku sztych pt. Tańcząca (Die Tanzende). Trudno mówi się o kobiecie z tego obrazu Stryjca.
Odwrócona tyłem, z odchyloną ku widzowi głową, zdaje się flirtować z widmami
czasów przyszłych. Sama usytuowana na tle średniowiecznych fortyfikacji,
rozproszonych w linii krajobrazu: czaszki, niemowlęcia i kota, wpisana została
we własne uniwersum wyznaczone liniami klatki-wielościanu. Wyciągniętą ręką
muska jego krawędź w sposób podobny do tego, jak czyniła to chłopka z obrazu
Chełmońskiego, z tą samą delikatnością zabawiająca się przędzą babiego lata.
Kim jest tańcząca? Na kogo spogląda? I co najważniejsze – czy rzeczywiście w
tym, co spostrzega, „zauważa zwłoki od zewnątrz i od wewnątrz”?
Barbara
Janas-Dudek nie miałaby wątpliwości. Byłaby gotowa na flirt z wnętrzem i
zewnętrzem. Próbowałaby zapewne rozkochać w sobie nekropolię, którą ostentacyjnie
nazwałaby „zakładem”. Być może dla kaprysu, z rozdrażnienia, w wyniku ukrytej
idiosynkrazji. Nie do końca jednak wierzyłbym w to uzasadnienie. Jak pies
węszący krew – szukałbym raczej rozpaczy:
wyjdź ze mnie kobieto winna rocznik 76
śmierć ma tylko jedno imię
[…]
dzieci bawią się zapałkami
dzieci podpalają dom
jestem spokojna
(B.
Janas-Dudek, drugi dzień po)